Dlaczego farmaceuci nie chcą się dokształcać?
Mówi się, że człowiek uczy
się przez całe życie. Niektórzy robią to jednak z własnej woli, a inni zostają
do tego niejako przymuszeni. Obowiązek ciągłego kształcenia dotyczy m.in.
farmaceutów, którzy muszą wykazać odpowiednią liczbę punktów przed swoją izbą
aptekarską. Punkty otrzymuje się np. za branie udziałów w kursach,
specjalizację, itd. Przecież to normalne, że farmaceuci powinni cały czas się
uczyć! Powinni dbać o zdrowie pacjentów zgodnie z najnowszą wiedzą. Nie ma co
do tego żadnych wątpliwości, ale czy w praktyce wygląda to tak kolorowo?
Przyszły farmaceuta już na
studiach zasypywany jest wiedzą, zarówno tą przydatną do wykonywania zawodu,
jak i nieprzydatną… do niczego. Oczywiście zawsze znajdzie się ten promil osób,
którym coś się przyda. Szkoda tylko, że dla tego promila poświęcać na to czas
muszą wszyscy, zamiast uczyć się wtedy czegoś bardziej „życiowego”. W praktyce
powtarzające się przedmioty, wiele rodzajów chemii, czasem nieciekawe
traktowanie na studiach… można mieć wrażenie, że to jednak nie przypadek. Może
komuś nie chce się niczego zmienić, może ma złą wolę, a może umyślnie udaje, że
wszystko jest w porządku, żeby nie musieć pozbawiać ludzi stołków? Tego nie
wiem ;)
Taki młody farmaceuta zaraz po
studiach, najchętniej wziąłby sobie rok wolnego od wszystkiego, żeby w końcu
odpocząć. Nie tylko od nauki, ale też od tej toksycznej atmosfery pod tytułem
„i tak nic się nie da zrobić”. Wiele osób na tym etapie już się wypaliło i
chcieliby robić w życiu coś innego. Niewielu z nich jednak ma odwagę na tak
dużą zmianę i mierzenie się z reakcją społeczeństwa.
Jest jednak nadzieja – myśli
sobie młody farmaceuta – od teraz będę mógł uczyć się tylko potrzebnych,
przydatnych w mojej pracy zagadnień. Sama praktyka. Koniec z zaśmiecaniem
umysłu! Ta radość nie trwa jednak wiecznie, bowiem kilka miesięcy po
studiach trzeba zacząć myśleć o zbieraniu punktów, chodzeniu na szkolenia,
a może nawet specjalizacji.
Wtedy to zaczyna się
rozmawiać z innymi farmaceutami, którzy są lepiej zaprawieni w boju.
Dowiadujesz się od nich, że te kursy to zwykle te same slajdy, które były na
studiach, a specjalizacja to również powtórka z rozrywki. Niby dociera to do
Ciebie, ale nie do końca możesz w to uwierzyć, bo jak to tak? Przecież miałeś w
końcu nauczyć się czegoś sensownego, praktycznego. Co z tego, że chemię
masz w jednym palcu, skoro nie jesteś w stanie odpowiedzieć pacjentowi na
pytania na temat łączenia leków ze sobą, łączenia leków z alkoholem i właściwie
nie do końca wiesz, jaki preparat jest skuteczny i dlaczego.
Na tym etapie zaczynasz więc
szukać samodzielnie. Chodzić na szkolenia stacjonarne, zapisywać się na kursy
online. Z mojego doświadczenia wynika, że można znaleźć dobre i ciekawe
szkolenia stacjonarne. Często jednak przypominają mi się słowa farmaceutki,
która przerwała prowadzącemu wykład, mówiąc „No dobrze, wszystko pięknie i w
końcu uczymy się czegoś praktycznego. Ale ja przecież i tak nie mogę tego użyć
w praktyce w aptece, bo przecież nie mamy takich uprawnień. Czyli to jest taka
sztuka dla sztuki?” Smutne… prawda? Zwłaszcza, że prawdziwe.
W przypadku szkoleń online,
zdarzyło mi się zrobić kurs za naprawdę dużą liczbę punktów twardych, z jednego
z tematów z opieki farmaceutycznej. Wiecie czego się na nim dowiedziałam? Wielu
rzeczy. Wiecie ilu rzeczy praktycznych się na nim dowiedziałam? Żadnej.
Kurs kursem, to przecież
tylko kilka godzin. A jak jest ze specjalizacją po farmacji? W tym momencie nie
ma obowiązku posiadania specjalizacji aptecznej, aby zostać kierownikiem
apteki. Wystarczy odpowiedni staż pracy. Niektórzy farmaceuci chcą jednak, by
to się zmieniło. Cały czas słyszę o tym, że to podniosłoby rangę zawodu.
Świetnie, ale w czyich oczach? Na pewno nie pacjentów, których nie obchodzi to,
czy kierownik, który często i tak siedzi w biurze, posiada specjalizację.
Nigdy nie robiłam
specjalizacji, ale z relacji kolegów wynika, że to głównie powtórka ze studiów,
którą to robisz za własne pieniądze, w swoim wolnym czasie, przez kilka lat.
Moje pytanie jest takie –
jak można wymagać od farmaceutów chęci dokształcania się, nie zapewniając im
odpowiedniego poziomu edukacji? Już na studiach większość dołuje się tym,
że w praktyce wie niewiele przydatnych rzeczy. Student jednak robi wszystko,
żeby te studia skończyć i móc wykonywać zawód. Jednak po prawie sześciu latach
jesteśmy już dojrzalsi, mądrzejsi i jest trochę trudniej nami pomiatać.
Co Wy uważacie na ten temat?
Czy gdyby kursy i specjalizacja odpowiadały dzisiejszym realiom pracy, to
chętniej byście na nie chodzili i zgodzilibyście się na obowiązek
specjalizacyjny?
Agnieszka Soroko